Zamek największy wróg człowieka...

Już od samego początku kiedy zdecydowałam, że spróbuje swoich sił w szyciu odzieży codziennej a nie na imprezy historyczne, najbardziej przerażał mnie zamek! Wszywanie każdego zamka wywołuje u mnie palpitacje serca, oraz strach, że oto to małe urządzono wymyślone przez Gideona Sundbacka, albo jak dowiedziałam się z lektury artykułu zamieszczonego w GW z okazji 90-lecia zamka błyskawicznego, w zasadzie przez jego teścia (artykuł można znaleźć tu) zrujnują całą moją ciężką, wielogodzinną pracę.
Tak czy inaczej ustrojstwo nie wątpliwie pomocne, ale mocno stresujące w procesie szycia. Zakupiłam oczywiście odpowiednią stopkę do maszyny coby było mi łatwiej wszyć ów cud techniki do sukienki czy spódnicy, ale powiedzmy sobie szczerze, za każdym razem gdy patrze na suwak własnoręcznie wszyty na usta ciśnie mi się "ale spartoliłam robotę", a w najlepszym wypadku "amatorszczyzna jakich mało". Przełom miał miejsce podczas wszywania zamka do beżowej sukienki! na początek udało mi się w końcu prawidłowo umieścić kryty suwak w stopce, huraaa. Więc ze strachem w oczach przystąpiłam do szycia, modląc się przy tym żeby nie rozjechał mi się tak jak w ostatniej kiecce o jakieś 5cm, nawiasem mówiąc własnie przez ten rozjechany suwak sukienka czeka od wakacji na skończenie, nikt chyba nie lubi po sobie poprawiać. Moje modlitwy chyba pomogły bo ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu udało mi się suwak wszyć całkiem całkiem, nie rozjechał się, nigdzie nie wystaje ani się nie faluje i o dziwo nawet szew wyszedł prosto. Trzeba koniecznie opić ten sukces. Po przydługim wstępie chwalę się wszytym zamkiem, jako że dla mnie było to nie lada wyzwanie, a już nie długo czekam mnie kolejny ehhh.




Komentarze

Popularne posty